

Serial Line of Duty skupia się na śledztwach prowadzonych przez AC-12, która jest kontrowersyjną policyjną jednostką antykorupcyjną. Detektyw Steve Arnott odmawia udziału w tuszowaniu sprawy przypadkowego postrzelenia, za co zostaje karnie przeniesiony do oddziału antykorupcyjnego.
Niestety Jed Mercurio trochę mnie zawiódł. Wydaje mi się, że rozmienił się na drobne, skupiając się zarówno na pracy nad Bodyguardem, jak i nad piątym Line of Duty. Być może właśnie przez to jego starsze dziecko nieco straciło na ikrze. Nie zrozumcie mnie źle, to się ciągle dobrze ogląda, ale skłamałbym, nie odnotowując, że scenariusz momentami leży i kwiczy. Intryga została tak grubymi nićmi uszyta, że czasami uderza wręcz w telenowelowość. Szczególnie na kilka momentów przed napisami końcowymi rzeczy okazują się bardzo pretekstowo napisane i rozwiązane tak sobie.
Z pomniejszych, ale niebagatelnie ważnych rzeczy, wracają również przesłuchania, które Mercurio uwielbia pisać i naprawdę robi to dobrze. Konik scenarzysty porywa szczególnie w ostatnim odcinku, gdy podczas kluczowego przesłuchania wrze. Jest przesadzone, ale jednocześnie dostarcza tyle napięcia, tyle informacji i tyle zwrotów akcji, że momentami miałem poczucie, iż takich emocji nie dostarczają całe sezony niezłych kryminałów.
Widowisko traktuje o pracy policjantów z dosyć nielubianej jednostki, bo zajmującej się przestępczością we własnych szeregach. Kieruje nią Ted Hastings (w tej roli prześwietny Adrian Dunbar), który mundur traktuje niczym świętość. A każda jego słabość to niemal powód do spowiedzi. Piąty sezon będzie w lwiej części dotyczył właśnie jego. Bohater, który w poprzednich odsłonach był raczej na drugim planie, teraz da się poznać od zupełnie nowej strony. Będzie miał pewne problemy, z którymi zmierzą się jego podwładni – Kate Fleming (Vicky McClure) oraz Steve Arnott (Martin Compston).